Niedaleko CUD-u jest skwer, gdzie wśród drzew stoi siłownia na wolnym powietrzu. Zachodzę tam czasem, pomachać biodrami. Ostatnio stałem się mimowolnym świadkiem rozmowy dwóch mężczyzn 50+.
– Kobiety nie są lojalne – powiedział niższy.
– Jasne – przyznał wyższy. – Na początku jest cudowna, ale nie wiesz, jaka będzie po dwudziestu latach.
– Zrobiono badania – ciągnął niższy. – Jeżeli psychika to okrąg, to kobiety chcą, żeby w małżeństwie okrąg kobiety zachodził głęboko na okrąg mężczyzny. A mężczyzna woli, żeby te okręgi tylko się stykały.
– Wiadomo w jakim miejscu – zaśmiał się wyższy mężczyzna.
Niższy siadł na ławkę i zaczął ćwiczyć ramiona.
– Kobiety lubią drążyć – wyjaśnił tajemnicę związków. – I jak facet jest słaby, to da się spenetrować.
Poczułem smutek. Przez obu panów przemawiała prawdopodobnie gorycz własnego doświadczenia, ale też bezradność wobec bliskości. Lęk przed odsłonięciem się w intymnym związku. I projekcja – nieświadomie czuję obawę i złość na kobietę, ale to ona jest ta zła. Ją obwiniam.
Kurczę, szkoda facetów. Szkoda ich bliskich, którym przekazują taką wizję świata, relacji, kobiet. Dlatego między innymi prowadzę męskie kręgi. Aby mężczyźni zaznali, jak smakuje szczerość w życzliwym gronie. Gdy siedzimy w kręgu i po kolei każdy mówi, co mu leży na sercu, a reszta słucha, dzieją się tajemnicze rzeczy.
Wdzięczność.
– W normalnym życiu nie rozmawiam z nikim tak głęboko – mówią jedni.
Wzmocnienie.
– Nie jestem sam, wy też borykacie się z życiem i ze sobą – mówią drudzy.
Ulga.
– Mniej we mnie lęku, napięcia, zamieszania. Więcej równowagi – mówią trzeci.
Męski krąg to prosta formuła. Siedzimy w kręgu, mówimy i słuchamy. Czasem milczymy. Płaczemy. Śmiejemy się. Czasem śpiewamy i skaczemy. Krąg to okazja do głębokiego spotkania ze sobą samym i z innymi. To nie to samo, co siedzenie z kumplami na piwie. Zasiadanie w kręgu powoduje, że wszystko – ja sam, ty sam i wszystko, co mówimy, nabiera na ważności. Na wartości. Możliwość opowiedzenia o swoim życiu, posłuchania opowieści innych, wymienienie się doświadczeniem, odsłonięcie serca wnosi na inny poziom. Poziom większej uważności. A to zmienia. Odkąd zasiadam w męskich kręgach, a trwa to ze dwadzieścia lat, widziałem wiele przeobrażeń. Mężczyźni zmieniali swoje życie. Zmieniali pracę, system wartości. Rozpadały się związki, leczyły się związki i rodziły dzieci. Życie płynęło szerszą strugą. Bo chcemy tego, czy nie, ale natura stworzyła nas do gromadnego życia. I właśnie we wspólnocie realizujemy swoje człowieczeństwo. We wspólnocie odkrywamy siebie samego. A wspólnota, jak to wspólnota, obejmuje jak matka, ale przynosi też trudy, daje szansę na rozwój.
Kobiety chyba czują to bardziej. Dlatego liczniej zbierają się na kręgach i warsztatach. Bardziej garną się do bycie ze sobą i odsłaniania duszy. Mężczyźni statystycznie bardziej podlegają staremu paradygmatowi. Sam. Ze sobą. Milczkiem. Walczę. Wytrzymam. Pęknę, a nie odsłonię słabości.
Panowie, nie trzeba tak. Można być razem. Można wspólnie zaopiekować się tym, co boli, co delikatne, niepewne, wrażliwe. Zapraszam na krąg. W CUDzie 24 września o 18.00
Puście się liny znanego i skaczcie. Odważnie. Lekko. Czule.
Niech nikt z nas nie będzie sam.
Roman Praszyński
Comments are closed.