Odpuść i rób swoje…
Tak dziś do mnie przyszło więc złapałam za komputer i piszę…
Jakbym miała scharakteryzować siebie w procentach to powiedziałabym, że 80% to moja głowa a 20% to reszta 😉 Co i tak jest już duuuużą zmianą…
Pamiętam jak parę lat temu byłam ma rocznym programie rozwojowym i jedna z uczestniczek opisała siebie jako wielką głowę na małych nóżkach… Wtedy poczułam, że ja też tak mam…WIELKA głowa na małych nóżkach i nic poza tym…
Pamiętać o postach na fb, aktualizacji strony, zorganizować grafik, zadzwonić do klientów, posprzątać w CUDzie, w domu zrobić pranie i jeszcze wysłać obiecanego maila, a no i przecież jeszcze zaległe sprawozdanie… znasz to? Myśli, myśli, myśli… ciągła analiza, ciągłe pamiętanie, ciągła realizacja celów, odhaczyć i do przodu… zrobione? To kolejne zadanie! I nigdy niekończąca się lista…
To głowie mam też takiego Pana, którego ty też pewnie świetnie znasz tzw. Pan Krytyk. Uwielbia mi gadać do ucha. W sumie to rzadko kiedy nie gada jak się zastanowię… Pan Krytyk jest mistrzem głowy… Zawsze wie kiedy, co i jak ma być zrobione, no i oczywiście nigdy nie ma opcji aby był zadowolony… Zrobiłam za późno – fatalnie, przecież to miało być na wczoraj, zrobię wcześniej – tym gorzej, bo przecież nie w tym czasie. Oczywiście Pan Krytyk uwielbia wgniatać mnie w ziemię nie tylko jak coś zrobię lub czegoś nie zrobię. Krytykuje także moje emocje: „jak to możliwe, że tak czujesz – przecież to nie wypada!”, albo jeszcze lepiej: „nic nie czujesz? No proszę Cię, inni tyle czują, a Ty nic?!”. Nie ma więc dobrej opcji. Co więcej, w toku terapii odkryłam ostatnio, że jest cynicznym draniem, który w iście „białych rękawiczkach” wbija mi emocjonalne szpilki, a potrafi grać na emocjach jak nikt. Niby pod przykrywką troski o mnie, dobrej organizacji pracy, skrupulatnej realizacji celów, wywiązania się ze zobowiązań dla innych itp. itd. Ale tak naprawdę nie zależy mu na mnie… On rośnie w siłę, jak ja słabnę… im bardziej jestem zdołowana, tym on jest panem sytuacji. Odbiera mi energię…
Do tej pory próbowałam z nim walczyć… dosłownie czułam, że to walka. Ile razy udało mi się go zidentyfikować (bo tak jak mówiłam, skubany umie się podszyć pod dbającego i troskliwego rodzica) , to krzyczałam na niego w duchu, mówiłam „Zamknij się”, „Spadaj” i parę innych miej cenzuralnych słów… (tak… w drodze rozwoju osobistego uczę się też przeklinać ;)). Mentalnie wyrzucałam go za drzwi. Wiedziałam, że mi nie służy. Ale krytyk nie lubił siedzieć za drzwiami i tyle co go wyrzuciłam krzyczał zza drzwi jeszcze głośniej…
Po ostatniej Pudży czyli całonocnej ceremonii Leczniczych Dźwięków Muzyki Wibracyjnej z Asią Orłowską i Alkiem Sabudą też się włączył: „Patrz jak inni się rozwijają, ile widzą, czego doświadczają, przełamują swoje bariery, idą dalej… a Ty co? NIC!”. Widziałam go, oczywiście zabrał mi część energii i pociągnął w dół. Ale potem przyszło do mnie… ODPUŚĆ!
Poczułam, że im bardziej jestem zawzięta i skoncentrowana na walce z nim, tym bardziej on jest realny! To ja sama buduję go jako przeciwnika, nadaję mu imię, widzę, analizuję jego strategię działania… a tym samym wzmacniam. Im więcej energii wkładam na zastanawianie się nad nim, tym bardziej go kreuję, a to nie w tym rzecz! I przyszło do mnie proste rozwiązanie: „odpuść”, „olej gościa”, po prostu w pełni na całym froncie zlekceważ…
I tak robię… jak tylko się pojawia, jak tylko zaczyna gderać… widzę go, ale wewnętrznym okiem patrzę i… tyle… Nawet nic do niego nie mówię… „zlewam”… Jaka jest jego reakcja?
Na razie jest zdziwiony… skonsternowany przez chwilę, a potem oczywiście walczy o przetrwanie, krzyczy, podskakuje, wymachuje rękami, wbija większe szpilki, byle nie przestać istnieć! Ciekawe czy przyjdzie taki moment kiedy odpuści… Tego nie wiem… ale i co z tego…
Skoro nie jest mi do niczego potrzebny to i jego los mnie nie interesuje…
ODPUSZCZAM…
mijam bokiem…
udaję, że nie widzę…
nie wdaję się w dyskusję…
i robię swoje. Tyle ile umiem, tyle ile dam radę… tyle na ile mnie dziś stać…
Nie znaczy to, że wygrałam walkę, że już pokonałam krytyka, że mam go z głowy… Nie. Po prostu zdałam sobie sprawę, że ja nie chcę już walczyć. Mam dosyć walczenia, wygrywania i przegrywania… liczenia zwycięstw i porażek. Zastanawiania się czy tym razem bitwa już stoczona na zawsze, czy kiedy kolejna. Tak jakby w życiu wszystko musiało być zero-jedynkowe.
Na dziś WYBIERAM NIE-WYBIERAĆ 🙂
Po prostu jestem!
Nie walczę… odpuszczam.
I czuję że to WAŻNE!
Zaczynam każdy dzień z taką intencją… czasami się udaje, czasami nie… Jak to we własnym rozwoju… czasami robisz jeden krok do przodu, potem dwa w tył, aby za chwilę znowu pójść naprzód… Jak będzie dalej? Nie wiem… ale będę sprawdzać i się przyglądać 🙂
Jeżeli też masz takiego „koleżkę” w głowie i poczujesz, że ta strategia może być też dla Ciebie ważna – śmiało! Służę wsparciem, pogadaniem czy choćby przytuleniem 🙂
Wiesz gdzie mnie szukać. Zwykle jestem w CUDzie odhaczając kolejne zadania do zrobienia… ale teraz już z większym spokojem wewnętrznym. Pielęgnuję moje 20% „nie-głowy” 😉
Do zobaczenia!
Dobrego czasu w spokoju, harmonii i równowadze 🙂
Comments are closed.