CIAŁO – niedoceniany skarb
Nie wiem jak u Ciebie ale u mnie totalna zniżka formy… Nawet jak uda mi się wygospodarować wolny weekend, to mimo wszystko czuję się jakbym mogła spać i spać… dosłownie oczy na zapałki…
I tak sobie myślę jak to jest z tym moim ciałem…
Że tak ciężko mi zadbać o nie regularnie, łatwiej wygospodarować jakiś jeden weekend, odespać jakieś przedpołudnie, wyrwać się z przyjaciółkami poza miasto na dwa dni niż zadbać to stały rytm dnia.
Mam wrażenie, że czasami jestem jak wahadło, z jednej skrajności w drugą… Najpierw wahadło wychyla się maksymalnie w jedną stronę czyt. moja codzienność: aktywność od rana do nocy na 200%, pamiętanie o wszystkim i po 12h przy komputerze lub w biegu załatwiania tysiąca spraw.
Potem wahadło wychyla się w drugą, czyli leżę zmęczona i patrzę tępo w ścianę, śpię pół weekendu lub chodzę po domu w dresie bez celu przez pół dnia nie mogąc się zebrać w sobie… Znasz to?
Wiem i czuję, że ani jedna ani druga opcja nie jest dobra, ani jedna ani druga nie buduje, tak można przez chwilę, ale jeżeli taki rytm się powtarza (a nie oszukujmy się zwykle wahadło jest wychylone maksymalnie w stronę pełnej aktywności), to organizm się buntuje…
Mój właśnie to robi… najlżejsza forma to te „oczy na zapałki”, ale ostatnio doświadczam też innych… problemy żołądkowe, bóle głowy, zawirowania cyklu kobiecego i inne.
Czuję, że organizm mówi mi już DRUKOWANYMI LITERAMI: ZWOLNIJ! A z drugiej strony, głowa gada „No przecież nikt tego za ciebie nie zrobi, samo się nie ogarnie, dziś odpuścisz, to jutro będziesz miała więcej… itp. itd.” Ciężko to pogodzić…
Jednocześnie wiem też, że to przecież moja wolna wola, że jeżeli ja o siebie nie zadbam to nikt tego za mnie nie zrobi… Choćby nie wiem jak dbali i martwili się o mnie Rodzice, czy mój Mężczyzna, to jeżeli ja sama o siebie nie zadbam to nic się nie zmieni. Ilość obowiązków nagle drastycznie nie spadnie… doba się nie wydłuży, nie spadnie mi z nieba szwadron pracowników, którzy przejmą ode mnie obowiązki. To ja mam wybrać, że chcę coś z tym zrobić… a CHCĘ! Już bardzo! Czuję, że to już najwyższy czas.
Wcześniej wiedziałam to z głowy, że trzeba o siebie dbać, że w takim tempie to można tylko na chwilę, mówili mi to rodzina i znajomi od samego początku jak powstawał CUD. Ja kiwałam głową i przyjmowałam to jako prawdę i szczerze się z tym zgadzałam (jak z zasadami których uczą nas rodzice w dzieciństwie, że np. zęby trzeba myć min. 2 razy dziennie itp.). Zgadzałam się, bo człowiek wie, że tak być powinno, ale nic z tym nie robiłam. Kiwałam głową, po czym wracałam do mojej codzienności w pędzie….
Ostatnio wyraźnie POCZUŁAM, że czas już coś zmienić, że moje ciało jest bardzo dzielne, że bez słowa znosi wszystkie te niedospane noce, niedojadanie lub jedzenie byle czego i byle jak. Że zupełnie go nie doceniałam, nie zwracałam uwagi, pod pełną kontrolą głowy, która ciągle mówi „więcej, szybciej, dokładniej”. Nie dbałam… a przecież gdyby nie ciało, to nie byłoby mnie tutaj, to głowa nie mogła by realizować swoich pomysłów… Tylko dzięki temu że jestem zdrowa, że mogę być w ruchu to mogę działać. Czas to zauważyć i docenić.
Może tak musiało być, może musiałam dotknąć dna. Dwa tygodnie temu ciało rozłożyło mnie na łopatki, czułam się jakbym miała ciężką grypę żołądkową, wymioty, biegunka, drgawki, ciało ciężkie, tak że palcem u ręki ciężko ruszyć, wielkie osłabienie i zawroty głowy. I głos, który w mojej głowie mówi: ZADBAJ O SIEBIE: śpij 8h dziennie, jedz regularnie i gotuj sobie Z MIŁOŚCIĄ.
Bo ty sama dla siebie jesteś najważniejsza! Jeżeli nie będzie Ciebie, to i nie będzie Twojej głowy, Twoich obowiązków, listy zadań… Ty jesteś największym skarbem, więc dbaj o siebie jak o coś najważniejszego w życiu! Gotuj sobie tak jakbyś miała gotować dla kogoś najważniejszego pod słońcem… tylko 3 rzeczy. Zacznij od tego…
No i próbuję… na razie z różnym skutkiem, bo okazuje się że tylko 3 rzeczy to są AŻ 3 rzeczy i wprowadzić je w życie to nie lada wyzwanie. Staram się spać więcej, jeść regularnie, trochę eksperymentuję w kuchni, ale widzę jak łatwo wpadam w stary schemat, gdzie zapominam o ciele i pędzę do przodu niczym mały robocik. I zastanawiam się jak wypośrodkować swoje wahadło, jak dbać o siebie i jednocześnie być w stanie sprostać obowiązkom codzienności.
I przychodzi mi jedno rozwiązanie: MAŁE KROCZKI. Powoli… powoli… . Doceń i pochwal się za każdy dzień kiedy udało Ci się pospać 8h, delektuj się chwilą, kiedy możesz ugotować coś sama dla siebie, nawet jeżeli to będzie na razie 1 dzień w tygodniu to i tak super, że jest! To piękny początek dobrej zmiany! Nie karć się za to, że się nie udało, bo przecież nie od razu Kraków zbudowano. A jak Krytyk Ci wchodzi na głowę to ignoruj go! Pisałam o tym we wcześniejszym artykule. Metoda dla mnie świetna, działa bezbłędnie. Wprowadza Krytyka w osłupienie i zamyka mu paszczę 😉
MAŁE KROCZKI… zacznij od jednej rzeczy którą zrobisz dla siebie. Tylko dla siebie… Z MIŁOŚCIĄ.
POWODZENIA! Czego Tobie i sobie życzę z całego serca…
Oprócz codziennego CUDownego zarządzania, prowadzę m.in. cykliczne warsztaty malowania mandali MandaLOVE. Jeżeli czujesz, że jest Ci z tym po drodze, zapraszam <3
Comments are closed.