Prawdziwy mężczyzna musi być silny. Ale czy przemoc to objaw siły? W męskich sercach panuje wielkie zamieszanie. Brak nam zdrowych wzorców. Brak nam zdrowych ojców!
Dorasta w Polsce kolejne pokolenie bitych dzieci. Wysłuchuję od młodych mężczyzn bolesnych opowieści o ich rodzinnych domach. Historie o tym, że ojciec każe wybrać synowi pas, którym dostanie, nie są pomysłami z horrorów, to wciąż codzienna rzeczywistość! Współczuję ofiarom przemocy, modlę się do Bogini psychoterapeutów, aby bici mężczyźni zdołali uleczyć swoje poranione ciała i psychiki. Jeżeli w dzieciństwie doświadczyliśmy przemocy fizycznej lub psychicznej, niesiemy ze sobą traumę także w dorosłym życiu. Ona wpływa na nasze myśli, uczucia, zachowania. Możemy czuć się niewiele warci, może nas zalewać lęk, złość, smutek, poczucie bezradności. Jeżeli sami zostaniemy ojcami, prawdopodobnie spowodujemy, że nasze dzieci będą czuły się podobnie do nas. Przekażemy im swoją traumę w niekończącej się sztafecie pokoleń.
Gdy my – chłopcy – dorastamy w domu bez ojca, albo z agresywnym ojcem, po omacku uczymy się, jak być mężczyzną. Siła myli nam się z przemocą. Tę przemoc kierujemy przeciwko sobie – pijemy, palimy i pracujemy bez umiaru, czerpiąc z tego poczucie wyjątkowości. Nadwyrężamy siebie, swoje ciało i psychikę, w złudnej wierze, że tak stajemy się prawdziwymi mężczyznami. Tę przemoc – którą pomyliliśmy z siłą – kierujemy też przeciwko bliskim. W miłosnym związku zachowujemy się, jak skrzywdzone, ale groźne dziecko. Obrażamy się, albo reagujemy agresją. Krzyczymy na partnerkę/partnera, używamy przemocy słownej, fizycznej. Niesiemy w sobie bolesne oczekiwanie, że to ona lub on zaspokoi wszystkie nasze potrzeby. I jeżeli nie jest w stanie tego zrobić – jest winna, jest winny. Oczekujemy, że będzie dla nas jak idealna matka lub ojciec. Wiem, bo sam miałem – miewam – takie oczekiwania. I wiem, jak trudno odnaleźć w tym siebie. Jak trudno dać sobie samemu opiekę, czułość, wsparcie. Stać się dla siebie samego kochającym ojcem.
Ale nie ma innej drogi, albo raczej – ja nie znam innej drogi. Jeżeli nie zaopiekujemy się tą bolesną, skrzywdzoną częścią własnej psychiki, będziemy tańczyć tak, jak zagra nam trauma. I wychowamy kolejne pokolenie chłopców, które przemoc będzie brało za siłę. A wrażliwość za objaw niemęski. „Nie mogę rozpłakać się przy dziewczynie, bo pomyśli że jestem słaby”, mówi znajomy trzydziestolatek, który cierpi, gdy partnerka nie poświęca mu wystarczającej ilości uwagi. Projektuje na dziewczynę własnego krytyka, głos ojca, który powtarzał mu, że jest ciamajdą. Żyje złapany w publiczne wyobrażenie o prawdziwym mężczyźnie. Podtrzymuje fundamenty świata, gdzie wojny są męskie, żołnierzy czci się, jak bohaterów, a tych, którzy odmawiają stosowania przemocy i dezerterują, karze się śmiercią.
Uff, przemoc to bolesny temat. Ale chcę mówić też o drugiej stronie medalu. Znam mężczyzn, którzy mają w sobie tyle mocy i odwagi, że schodzą do ciemnych piwnic swojej psychiki. Zajmują się swoimi bolesnymi kawałkami, dają sobie czułość i wsparcie, uczą się ofiarować sobie i światu to wszystko, czego sami nie doświadczyli jako dzieci. Znajdują w sobie dość siły, aby powiedzieć „stop” tym częściom siebie, które krzywdzą ich samych i świat dookoła. I to jest prawdziwa siła. To jest prawdziwa męskość. Odnalezienie w sobie mocy i czułości.
Tak to widzę. Ale nie upieram się. Może są inne drogi stawania się mężczyzną. Jeżeli czujesz, że Ciebie wzywa właśnie ta – 5-go listopada zapraszam na męski warsztat „W stronę ojca” (szczegóły – wydarzenie na Facebooku). Spróbujmy razem zaopiekować się bolesnymi częściami i poszukać mocy, nie prze-mocy.
Roman Praszyński
Fot. Garrett Jackson, Unsplash.
Comments are closed.