Zdziwiłem się mocno jadąc niedawno rowerem przez park Skaryszewski. Nad kanałkiem opływającym Błonia, wokół wielkiej topoli tańczył… Indianin. Ubrany w barwne koce, z piórami i fajką. Poruszał się wokół drzewa i sypał jakieś zioła. Przyznacie, że to rzadki widok w parku po praskiej stronie Warszawy. Zaskoczony pojechałem dalej.
Pojechałem, ale myślą zostałem przy nim. Skąd się wziął? Jakie miał intencje? Indianin to mocny symbol w zbiorowej nieświadomości ludzi Zachodu. Symbol wolności, dzikości, autentyczności. Budzi tęsknotę za innym życiem, które utraciliśmy, oddając się cywilizacji. Myśląc o tajemniczym tancerzu, sięgnąłem po raz kolejny po książkę „Dawna mądrość na nowe czasy: rozmowy z uzdrawiaczami i szamanami XXI wieku”. Jest w niej wywiad z członkiem północnoamerykańskiej starszyzny indiańskiej o imieniu Manitonquat, mężczyzną, który prowadzi męskie kręgi.
Symbol jedności
Manitonquat opowiada, czym jest krąg i dlaczego siada z innymi mężczyznami w kręgu. „Krąg jest symbolem jedności – tłumaczy. – Każda część koła jest tak samo ważna. Dlatego jest ono dla nas najważniejszym symbolem zdrowej, ludzkiej społeczności. Kiedy ludzie siadają w kręgu, aby się dzielić, każda wypowiedź jest tak samo istotna. Nie istnieje hierarchia władzy czy ważności. Ludzie wspierają się nawzajem i nikt nie odnosi korzyści kosztem kogoś innego lub kosztem jakiejkolwiek innej istoty czy samej Ziemi. Dlatego rdzenne kultury mówią o całym stworzeniu jako o swoich krewnych. Wszystkie istoty uważamy za wielki krąg rodzinny, w którym wszyscy się nawzajem wspierają. W kręgu nie ma góry ani dołu, bogactwa ani biedy, siły ani słabości”.
Manitonquat jest synem Indianina i białej kobiety i przez starszyznę swojego plemienia został wyznaczony, aby łączyć te dwa światy – rdzenny i zachodni. Dlatego do kręgów zaprasza ludzi wszystkich ras i kultur. Pokazuje im, jak można współistnieć ze sobą w szacunku i bez przemocy. Z kręgami wchodzi nawet do więzień. „Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat wcielałem w życie ideę kręgu w więzieniach i za każdym razem rezultat był doskonały (…) W więzieniach spotykałem ekstremalnie odizolowanych mężczyzn, zranionych przez społeczeństwo tak głęboko, że weszli w konflikt z prawem. Często są tak samotni i zamknięci w sobie, że nie są w stanie dzielić się uczuciami. Kiedy więc po raz pierwszy zasiadamy w kręgu, mówię im, że pierwszą zasadą starszyzny w kręgu jest szacunek – szacunek wobec wszystkiego, wobec wszystkich i samego siebie. Mówię, że z szacunku będziemy się nawzajem słuchać, że nie będziemy sobie przerywać, nie będziemy sobie zaprzeczać i każdą wypowiedź będziemy brać sobie głęboko do serca (…) Efekt jest potężny i długotrwały. Ludzie zaczynają siadać w kręgu coraz bliżej siebie, rośnie wzajemne zaufanie, bo można mówić wszystko, co leży na sercu, co męczy i prześladuje. Stopniowo izolacja zanika, a na jej miejsce pojawia się uzdrawiające powiązanie, bazujące na współczuciu i miłości”.
Krąg natury, krąg życia
Dwadzieścia lat temu zasiadłem po raz pierwszy w męskim kręgu. To bardzo ważne doświadczenie w moim życiu. Pomogło mi zbudować moją męską tożsamość, utrzymać trwały związek z kobietą. Krąg wniósł w moje życie połączenie z naturą i szacunek dla niej. Nie tańczę, jak tamten Indianin wokół drzew, ale budzą one mój szacunek, radość z istnienia i współczucie, gdy człowiek bezmyślnie je niszczy. Przywołam słowa Manitonquat’a: „Patrzymy na na liście i pamiętamy, że jesienią spadają na ziemię, stają się ziemią, a potem wyrastają z nich nowe drzewa. Jest to żywe, niekończące się koło, którego w jakiś sposób jesteśmy częścią”. Tradycja zasiadania ludzi w kręgach jest stara jak świat. Podejrzewam, że istniała we wszystkich kulturach w dawnych czasach. Jest tak naturalna, jak oddychanie. Ale zapomnieliśmy o niej, kłaniając się przed bożkiem postępu. Na szczęście istnieją ludzie, którzy o niej przypominają. Do mnie krąg trafił od białych ludzi, którzy pobierali nauki u rdzennych Amerykanów. Mam w sobie wielką wdzięczność dla tych, którzy ocalili tę tradycje do naszych czasów i są gotowi się nią podzielić.
Od kilku lat prowadzę męskie kręgi. Mówię do mężczyzn: Usiądźmy razem i porozmawiajmy. Podzielmy się swoim życiem. Posłuchajmy opowieści innych. Prawdziwe słuchanie ma wielką, kojącą moc. Uzdrowiciel, członek starszyzny, Manitonquat, tak o tym mówi: „W istocie chodzi o to, aby poświęcić temu, kto mówi, całkowitą, niepodzielną uwagę. Większość rozmów upływa nam na częściowym słuchaniu kawałkiem mózgu, podczas gdy drugi kawałek już ocenia, już przygotowuje odpowiedź. Kiedy tylko trafia się okazja, natychmiast wyskakujemy z odpowiedzią, mówiąc: „Tak, tak, ale…”. Jeśli umiemy słuchać i nie reagujemy zbyt szybko, zwykle następuje długa pauza, pozwalamy temu, co zostało powiedziane, zostać w nas na chwilę, pozwalamy sobie odkryć głębsze znaczenie tego, co zostało powiedziane. Możemy też zapytać samych siebie, co oznacza to, co usłyszeliśmy, dla ludzkości, dla wszechświata, dla Ziemi, dla nas samych i dla naszej rodziny”.
Szacunek to towar deficytowy. Uczmy się go wspólnie, sięgając po mądrość przodków. Okazja jest w CUDzie. Raz w miesiącu odbywa się tu męski krąg. Zapraszam.
Roman Praszyński
Fot. Andreas Wagner, Unsplash
Comments are closed.