Dlaczego joga? Dlaczego ja akurat znalazłam się na macie?
Praktykuję już prawie 14 lat – poszłam na zajęcia z moją mamą do malutkiego osiedlowego klubu na Nasielskiej. Gdzieś gdzie było blisko i wygodnie. Byłam wtedy na bardzo ostrym zakręcie życiowym. Działo się źle i wcześniej, ale o tym nie teraz… Po prostu nie jestem gotowa.
Wracając… pamiętam była jesień 2007 i tak jak stanęłam na macie, tak zostałam.
Od Vinyasy zaczęłam – i od razu wsiąkłam. Myślę, że na początku była to zasługa mojej nauczycielki, na którą trafiłam i której dużo zawdzięczam. Zaczęłam czuć się bezpiecznie, miałam poczucie pełnej wolności, zaufania, zrozumienia i pomocy, ale bez głaskania po głowie. Vinyasa joga jest siostrą Ahstangi – ujęła mnie swoim swobodnym przepływem energii – swoim flow, powtarzalnością sekwencji, aczkolwiek za każdym razem inaczej. Skupienie, koncentracja i świadomość tego co robię przyszło później. Na jogę musi być „ten” czas, odpowiedni punkt, moment, w którym się znajdujesz. Nic nie dzieje się od tak. Wszystko ma jakiś cel i sens. I to był właśnie czas dla mnie, odpowiednia kolejność. Najpierw przez kilka lat zmagania, strach, płacz, szpitale… Musiałam to wszystko przejść, aby znaleźć się w tym punkcie. Tak jakby „ona” myślała za mnie i ustalała kolejność, ustalała kiedy będę gotowa.
Kilka lat Vinyasy, zmiana klubu, nowi nauczyciele – przyszło trochę inne. Zaczęłam praktykować Ashtangę i Ha-tha Yogę 5 razy w tygodniu przez parę kolejnych ładnych lat. Tak jak było to w przypadku Vinyasa, 7 lat chodziłam do mojej nauczycielki „M” dzięki czemu miałam już jakieś podstawy.
Ashtanga wyrobiła we mnie regularność, powtarzalność, co za tym idzie wypracowanie cierpliwości, wytrzymałość, siłę.
Ha-tha – znowu dała mi czas na wchodzenie w asany, prawdziwe poczucie ich w sobie, w oddechu. Kłania się tutaj cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. Praca z powięzią, aby zadziałała, musi być długo wykonana – wchodzisz w daną pozycję na 25min lub więcej – jesteś korygowana i odpowiednio ustawiana. To mi dało bazę – podstawę. Ashtanga i Ha-tha różnią się, ale ich celem jest jedno: spokój ciała – ducha – umysłu.
I przyszła kolej na Vinyasę, czyli ten punkt, od którego zaczynałam. I już z tą solidną podstawą, przygotowaniem dostałam wiatru w żagle. To było połączenie Ashtangi, którą uwielbiam i Ha-tha Jogi, mojej bazy.
Swobodny przepływ prany, energii, połączony z asanami w rożnych konfiguracjach, spowodowały, że jeszcze głębiej weszłam w tą fantastyczną drogę. Podążałam nią. Rozwijałam się.
Liczne warsztaty wyjazdowe, szkolenia gdzie kilkanaście razy doświadczyłam opuszczenia ciała w pełnej i świadomej medytacji. To była dla mnie magia. Jakbym przeszła na drugą stronę tęczy.
Na jednym z tych wyjazdów przyszedł „ten” czas. Podczas vipassany moja nauczycielka, powiedziała: „Monika, jesteś gotowa”. I tak zostałam nauczycielem Jogi.
Skończyłam kilkumiesięczny kurs we Wrocławiu i zdobyłam europejski certyfikat.
Bardzo ciężko na to zapracowałam. Każde zajęcia po przyjściu do domu skrupulatnie spisywałam i regularnie powtarzałam. Przygotowując się do egzaminów przerobiłam książki, najdrobniejsze składowe anatomii ciała itp.
Na komisji pokaz mojej jogi i sekwencji poszedł wspaniale, pomimo ogromnego stresu, który dał mi chyba kopa.
Dalej sama szukałam pracy na własną rękę już w klubach jogowych, w których pracuje i jestem do chwili obecnej. O jodze i drodze można by długo, więc będzie tu zwięźle i na temat.
Dzięki praktyce na pewno stałam się spokojniejsza. Dokonuje bardziej świadomych wyborów na różnych poziomach – jeśli chodzi o to, co czytam, co oglądam, co jem, z kim i w jaki sposób spędzam czas. Joga poszerzyła mi horyzonty, dzięki niej wciąż trafiam w nowe obszary, o których istnieniu kiedyś nie wiedziałam.
Poznaje tylu fantastycznych ludzi, wspaniałych, ciekawych, interesujących – z pasją. W moim życiu jest nieustający przepływ energii.
Kochani, Joga to nie spacerek. To praca nad sobą, nad ciałem, duszą i umysłem. To również praca z emocjami. „Joga” znaczy scalać, łączyć, jednoczyć. Joga uwalnia człowieka od życiowych smutków. Daje wewnętrzny spoko i opanowanie. Żadnej wiedzy nie zdobywa się nagle. Postęp w tej dziedzinie zależy od wewnętrznej siły i wytrzymałości. Joga nie jest rozrywką. Moim zdaniem do jej uprawniania, nie powinno podchodzić się lekko.
„Trzeba podążać jej ścieżką z powagą, wiarą, entuzjazmem, determinacją, zapałem, odwagą, wolą i poświęceniem.” – G. YIENGAR
Oczywiście jest to kwestia indywidualna, zależy co chcemy osiągnąć. Ciężka praca nad sobą przynosi, jak ja to nazywam, nagrody. Na poziomie fizycznym, psychicznym i mentalnym. Fajnie jak je otrzymujesz, ale to PROCES i w nim tkwi sedno.
PS Kocham Jogę, kocham Mozzarta, Gisel. Kocham malować. Dziękuję za bliskich, którzy zawsze są i wspierają. Dziękuję moim uczniom za to ile się od nich uczę, dziękuję za wszystkich, których spotykam na swojej drodze.
Wzmacniajcie się, uśmiechajcie do świata, to on uśmiechnie się do Was.
Monika.
Comments are closed.